O aktualnym stanie badań nad szczepionką na koronawirusa, medycznym i moralnym aspekcie testowania zwierząt, a także o… pozytywnym wymiarze pandemii rozmawiamy z prof. dr. hab. n. med. Elżbietą Krajewską-Kułak z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, redaktorem naukowym książki o pandemii.
- Pod redakcją naukową Pani Profesor na księgarskim rynku właśnie ukazała się książka poświęcona pandemii. Pracował nad nią zespół specjalistów różnych dziedzin. Kim są współautorzy?
- Udało nam się zebrać grupę osób, naukowców, dydaktyków z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu, Uniwersytetu Medycznego w Lublinie, Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, Uniwersytetu Zielonogórskiego, Instytutu „Pomnik-Centrum Zdrowia Dziecka” w Warszawie, Wyższej Szkoły Medycznej w Białymstoku, Uczelni Łazarskiego w Warszawie oraz Podhalańskiego Szpitala Specjalistycznego im. Jana Pawła II. Są wśród nich między innymi epidemiolodzy, psychiatrzy, psycholodzy, socjologowie, etycy, dermatolodzy, neurolodzy, pediatrzy, analitycy, kardiolodzy, rehabilitanci, pielęgniarki. Zdajemy sobie sprawę, że stan wiedzy na temat pandemii zmienia się dynamicznie, stąd część informacji, zwłaszcza epidemiologicznych, co należy podkreślić, dotyczy stanu na sierpień 2020. Z pewnością znajdą czytelnicy jednak odpowiedzi na ponadczasowe pytania: Jak więc sobie radzić z nową sytuacją zagrożenia zdrowia i życia? Czym charakteryzuje się obecna pandemia/epidemia koronawirusa? Czy jest podobna do innych, wcześniejszych? Skąd bierze się lęk przed nim i co go potęguje? Czy jest on adekwatny do sytuacji? Dlaczego warto i jak w wymiarze praktycznym zachować spokój? Zachęcam więc gorąco do zakupu i lektury książki w myśl słów Władysława Tatarkiewicza „Strachy wytworzone przez wyobraźnie są naszymi gorszymi wrogami, bo niepodobna ich uchwycić, a przez to trudno z nimi walczyć”.Chciałabym także podziękować wszystkim autorom oraz Wydawnictwu Silva Rerum za pracę non profit przy powstawaniu tej pozycji, ponieważ 10% wszystkich zysków ze sprzedaży zostanie przekazane na cele statutowe Stowarzyszenia Pro Salute sprawującego na co dzień opiekę nad dziećmi z dystrofią mięśniową Duchenne’a (DMD).
- Świat od wieków zmagał się z pandemiami i epidemiami, one są nierozłącznie związane z rozwojem ludzkości. Którą z pandemii można uznać za najstraszniejszą z medycznego punktu widzenia?
- Trudne pytanie. Epidemie zdarzają się od czasów starożytnych. Niektóre z nich zamieniały się w pandemie. Czasy globalizacji, w których podróże są coraz łatwiejsze, ewidentnie sprzyjają migracji, także patogenów, nowe kontynenty, a to sprzyja rozwojowi epidemii i pandemii. Wystarczy wymienić tzw. zarazę Antoniów (165-180 n.e.: 5 mln zgonów), czarną śmierć (lata 1347-1351: 25 mln zgonów), ospę prawdziwą (1520-1979: 56 mln zgonów), Wielką Zarazę w Londynie (1665-1666: 100 tys. zgonów), cholerę (1817-2018: ostatnie ognisko epidemii 1 mln zgonów), hiszpankę (1918-1920: w zależności od źródeł 40-50 mln, a nawet 100 mln zgonów), grypę azjatycką (1957-1958: 1-2 mln zgonów), grypę Hong-Kong (1968-1970: 1-4 mln zgonów), rosyjską grypę (1977-1978: 1 mln zgonów), SARS (2002-2003: 800 tys. zgonów), świńską grypę (2009-2010: 284,5 tys. zgonów), HIV/AIDS (1981 i nadal: 35 mln zgonów), MERS (2015 i nadal: 858 zgonów) i SARS-CoV-2- COVID-19 (2019 i nadal: zgony na 11.10.2020 – 1 040 739). Miano „najstraszniejszej epidemii w dziejach” zyskała „czarna śmierć”, czyli epidemia dżumy (XIV-wieczna Europa), nazywana także zarazą morową lub morem, która prawdopodobnie dotarła na Stary Kontynent wraz z podróżującymi jedwabnym szlakiem kupcami i przedstawicielami armii. Nie udało się jej wytępić do XIX wieku, kiedy to dopiero zidentyfikowano patogeny powodujące zakażenie. Niestety, do tego momentu ofiary śmiertelne liczono już w milionach. Szacuje się, że „czarna śmierć” zredukowała populację XIV-Europy o ok. 50% i potrzeba było kolejnych 150 lat, aby liczebność powróciła do tej sprzed epidemii. Każda epidemia i pandemia kiedyś przemija, ale dopóki trwa, nikt nie wie dokładnie, z jakim skutkiem, stąd każdy swoim zachowaniem może przyczynić się do tego, aby skończyła się jak najszybciej i dotyczyła jak najmniejszej liczby ludzi.
- Z masowymi zachorowaniami związany jest strach – to psychologiczny aspekt pandemii i epidemii. I ten aspekt analizowany jest w publikacji. Z jakimi wnioskami?
- Sytuację pandemii trzeba uznać za bezprecedensowe wydarzenie w skali globalnej, wpływające, niezależnie od pochodzenia, narodowości, sytuacji finansowej, pozycji społecznej, generalnie na wszystkie sfery funkcjonowania ludzi. Można zaryzykować stwierdzenie, że chyba nie ma osoby, która by się (mniej lub bardziej) nie niepokoiła obecną sytuacją związaną z pandemią. Z pewnością są tacy, którym lęk uniemożliwia normalne funkcjonowanie, którzy nie radzą sobie w tym trudnym czasie. Jednym z zagrożeń, przed którym ostrzegają eksperci Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) jest ciągłe śledzenie wiadomości na temat wirusa z niesprawdzonych źródeł, co może prowadzić do narastania niepokoju i stresu. Okres epidemii/pandemii, to czas życia „w zawieszeniu”, niepewności, kruchości życia, niemożności zaplanowania czegokolwiek, braku wizji życia po zakończeniu tego okresu, daty, kiedy świat wróci do normy czy nieprzewidywalności społecznych skutków itp. To także okres będący dla wszystkich sporym wyzwaniem, budzącym różne emocje – od strachu, przez złość, po bezradność. To okres, kiedy nowe informacje dopływają do każdego nas non stop, przy czym, niestety, wiele z nich to tzw. fake newsy, które sieją jeszcze większą panikę. Warto pamiętać, że chociaż boimy się, to nasze lęki są często naszymi wyobrażeniami i myślami o tym, co się może wydarzyć. A przecież nasze wyobrażenia to nie są fakty. Okres pandemii sprzyja snuciu wizji, czarnych scenariuszy, np. że będzie tragicznie, że gospodarka się załamie, że będzie narastać bezrobocie. Ale przecież nigdzie nie jest powiedziane, że tak właśnie będzie. Lepiej więc myśleć o sytuacjach, w których sobie radziliśmy, myśleć pozytywnie – „Nie wiem, jak będzie, ale w razie czego sobie poradzę”. O tym jak sobie radzić z tymi problemami poświęcony jest jeden z rozdziałów książki.
- Epidemia i pandemia w kontekście etycznym i religijnym to kolejne spektrum oglądu masowych zachorowań. Jaki wpływ na ludzkie zachowania czasu pandemii ma religia?
- Każda epidemia, pandemia, tak jak każda sytuacja medyczna, wiąże się z różnymi dylematami etycznymi. Warto wspomnieć, że decyzje dotyczące np. ustalania priorytetów, sprawiedliwego racjonowania, często ograniczonych, zasobów muszą się opierać na kryteriach, które wynikają z życiowej lub zdrowotnej potrzeby zastosowania konkretnej technologii oraz jej prognozowanych pozytywnych skutków (korzyści) dla życia i zdrowia pacjenta. Nie można także zapominać, że nawet najbardziej precyzyjne wytyczne to jedynie wskazówki postępowania, a ostateczną decyzję musi podjąć konkretna osoba (lekarz, ratownik, pielęgniarka). Musi się ona przy tym kierować nie tylko swoją wiedzą, doświadczeniem, bieżącym rozważeniem aktualnych okoliczności, ale także własnym sumieniem. W normalnych warunkach lekarz zajmuje się tym, jak w ramach dostępnych środków pomóc konkretnemu pacjentowi, natomiast w przypadku epidemii/pandemii, przy ogromnych deficytach, musi podjąć decyzje, których na co dzień by nie podjął, np. któremu z potrzebujących pomóc w pierwszej kolejności, wobec kogo nie podjąć lub zaprzestać terapii. To prawie normalność, która może powodować u podejmujących je osób różne rozterki, wyrzuty sumienia, a nawet traumę psychiczną. Powyższe dylematy nie wynikają wyłącznie z ciężkości choroby, ale również z poziomu zaopatrzenia w sprzęt medyczny, dostępności kadr i odpowiedzialnego zarządzania. W tym wszystkim pewną rolę odgrywa także religia, zarówno dla medyków, jak i chorych. Wiadomo z licznych badan, że w obliczu choroby ludzie mogą przyjmować różne postawy: fatalistyczną, bierną, uległą i kreatywną, gotową do aktywnego zwalczania choroby. Zwraca się uwagę, że w podejściu do zdrowia czy choroby znaczenie mają zarówno religijność, jak i elementy indywidualizmu zależne od samej jednostki, która tej religii doświadcza. Wykazano także, iż ludzie religijni, są zazwyczaj zdrowsi i żyją dłużej, a religijne radzenie sobie ze stresem (którego w okresie epidemii/pandemii nie brakuje) może stanowić specyficzną strategię, sprowadzaną do prostych behawioralnych wskaźników (jak np. modlitwa) czy też mechanizmów obronnych (wyparcie lub zaprzeczanie). Wiele wspólnot religijnych różnie zareagowało na epidemię koronawirusa, np. Ewangelicka parafia w Porto Alegre w Brazylii oferuje wiernym namaszczanie świętym olejkiem, mającym uchronić ich przed zarażeniem się koronawirusem. Amerykańscy biskupi postawili na współpracę z parafiami, radząc wiernym sięgnięcie po różne środki ochronne i zmieniając dotychczasowe rytuały stosowane podczas mszy (zamiast przekazywania sobie znaku pokoju przez podanie ręki – wzajemne trącenie się łokciami albo przyjazne skinięcie głową, opłatek nie trafia do ust uczestników mszy, a w ich dłonie, wierni nie piją też mszalnego wina ze wspólnego kielicha). Żydowskie wspólnoty wyznaniowe wezwały wiernych do czasowego powstrzymania się od całowania świętych ksiąg oraz mezuzy na framudze drzwi, a jeżeli wyznawcy judaizmu czują się źle, mają prawo do pozostania w domu, także wtedy, gdy chodzi o kadisz. Arabia Saudyjska zawiesiła czasowa umrę, czyli mniejszą pielgrzymkę do Mekki i Mediny. Dotyczy to zarówno jej mieszkańców, jak i obywateli innych państw. W Malawi samozwańczy prorok Shepherd Bushiri walczy z koronawirusem wzywając „demona”, by się ujawnił, a następnie przepadł w imię Jezusa Chrystusa, co podobno zalecił mu sam Bóg, a to już zahacza o zasady etyki.
- Ludzie czekają na skuteczne leki i szczepionkę. O postępach prac informują media. Pojawiają się też głosy sceptyków, uważających, że nie da się szybko zwalczyć tej pandemii. Jakie jest zdanie Pani Profesor, czy możemy liczyć na prędki koniec pandemii?
- Niestety, nie mam czarodziejskiej kuli, która by nam to przepowiedziała. Mam jednak nadzieję, że będzie to możliwie krótki czas. Pamiętać jednak trzeba, że proces wynalezienia skutecznej szczepionki trwa lata, ponieważ jest związany nie tylko z przeprowadzeniem odpowiednio rozległych badań nad jej bezpieczeństwem. W laboratoriach na całym świecie trwają prace nad tym, by szczepionka na koronawirusa powstała znacznie szybciej. Prace ruszyły już w styczniu 2020 roku, gdy poznano genom wirusa SARS-CoV-2. Naukowcy przypuszczają, że są szanse na wstępną gotowość odpowiedniego preparatu już na początku 2021 roku. Wszyscy czekają z niecierpliwością na szczepionkę oraz skuteczne leki radzące sobie z COVID-19. Każde badania kliniczne przeprowadza się w trzech etapach, których wyniki stanowią podstawę dokumentacji wniosku o uzyskanie pozwolenia składanej do organów regulacyjnych. W fazie I zazwyczaj ocenia bada się profil bezpieczeństwa i farmakokinetykę nowego leku na małej grupie (10-50) zdrowych dorosłych ochotników. Skuteczność leku ocenia się dopiero w fazie II, gdy po raz pierwszy badania przeprowadza się na populacji docelowej – grupie 50-100 chorych. W tej fazie bada się także różne sposoby dawkowania, celem określenia optymalnej dawki leku. Wreszcie, w fazie III przeprowadza się na dużą skalę badania skuteczności i bezpieczeństwa w danej populacji pacjentów, zazwyczaj rekrutując ponad 3 tys. chorych. Każda z faz badania klinicznego nie stanowi pojedynczego, odrębnego badania, a częściej składa się z licznych oddzielnych eksperymentów klinicznych, które mają na celu zgromadzenie dostatecznej ilości danych niezbędnych do przejścia do dalszych etapów i ostatecznie wprowadzenia leku na rynek. Niestety, podkreślam, jeszcze to trochę potrwa, ponieważ dla opracowania szczepionki niezbędne jest nie tylko dokładne poznanie biologii wirusa, zebranie danych na temat jego zachowania w organizmie ludzkim, udowodnienie skuteczności oraz bezpieczeństwa jej stosowania, przeprowadzenie badań przedklinicznych na zwierzętach, sprawdzanie działania szczepionki u ludzi oraz przeprowadzenie procedury zatwierdzania preparatu. W związku z tym nadal kluczowa pozostaje profilaktyka, przestrzeganie zasad higieny, pozwalające na uniknięcie zarażenia wirusem.
- Przy okazji badań wspomina się w mediach zawsze o etapie badań i testów na zwierzętach. Jednak przemilcza się szczegóły. W jaki sposób testuje się leki na zwierzętach, w tym i tę szczepionkę na Covid-19? Jak wygląda to technicznie, na jakich zwierzętach i co się potem z tymi zwierzakami dzieje? Są usypiane i utylizowane? Czy znane są liczby dotyczące testowanych zwierząt?
- Na zwierzętach prowadzone są różne eksperymenty i doświadczenia, wykorzystując je do testowania leków, farmaceutyków, kosmetyków, detergentów. Niestety eksperymenty na zwierzętach są nam niezbędne. W 2011 roku został nawet opracowany spis najbardziej absurdalnych badań przeprowadzonych na zwierzętach dowodzące że np. budowa ciała i dźwięki wydawane przez aligatory różnią się od ludzkich albo że polekowe zapalenia stawów u szczurów sprawia, że szczurom ciężko jest wykonywać ćwiczenia fizyczne. Takie robienie badań dla ich robienia powinny zostać ukrócone. Na zwierzętach przeprowadza się m.in. doustne testy toksyczności, zmuszając je do połykania niejadalnych substancji – mogą one trwać od 2 tygodni do nawet pół roku, pod warunkiem, że zwierzę tak długo przeżyje. Niestety, mogą one wywołać biegunki, krwawienia wewnętrzne, porażenia, drgawki. Prowadzi się także testy LD50 – 50% dawka letalna, polegające na ustaleniu dawki, która zabije połowę badanych zwierząt. Z kolei kosmetyki i środki chemiczne testuje się za pomocą testu Draize’a, polegającego na wkrapianiu specyfiku do oka zwierzęcia, a który może trwać nawet do 3 tygodni. Czasami zmusza się zwierzęta do wdychania toksycznych substancji, bądź aplikuje się je bezpośrednio na skórę. Szacuje się, że ok. 32% eksperymentów trwa dłużej niż miesiąc, 66% eksperymentów powoduje u zwierząt nieznośny do wytrzymania ból, a 70% testów prowadzonych na zwierzętach jest przeprowadzanych bez znieczulenia, tłumacząc to chęcią „niezafałszowywania wyników”. Nie ma dokładnych danych dotyczących liczby zwierząt wykorzystywanych w laboratoriach. Prawdopodobnie do samych badań naukowych na terenie Unii Europejskiej co roku wykorzystuje się 12 mln zwierząt. W Polsce w 2018 roku wykorzystano 153 435 zwierząt do przeprowadzenia doświadczeń, w tym około 110 tys. myszy i szczurów, około 6 tys. innych gryzoni, ponad 8 tys. ryb czy ponad 10 tys. ptaków. Zwierzęta wykorzystywane są także na uniwersytetach np. do nauki anatomii, czy fizjologii, a przecież współczesnym etapie rozwoju nauki oraz różnych technologii można wykorzystywać alternatywne metody. Oprócz badań bezpośrednio aplikacyjnych, istnieje też szereg potrzeb związanych z eksperymentami na zwierzętach, które służą podstawowej nauce, czyli np. badania z zakresu ekologii i ewolucji (biologii ewolucyjnej), z zakresu genetyki i epigenetyki. Eksperymentalne szczepionki, podobnie jak klasyczne leki, są najpierw testowane w badaniach laboratoryjnych oraz na zwierzętach celem wstępnej oceny bezpieczeństwa i immunogenności. Zwierzęta mają też służyć do testowania na zwierzętach szczepionki na Covid-19. Np. Australijska agencja ds. badań CSIRO rozpoczęła testy przedkliniczne potencjalnych szczepionek przeciwko koronawirusowi. Badania mają potrwać 18 miesięcy. W etapie przedklinicznym szczepionki będą wstrzyknięte fretkom, a o ich wyborze zadecydował fakt, że ich układ oddechowy reaguje na wirusa SARS-CoV-2 (koronawirus) w podobny sposób co ludzki. Badania te zatwierdziła Światowa Organizacja Zdrowia.
- Czy naukowcy prowadzący testy i badania na zwierzętach nie myślą o nich jako o czujących żywych istotach, lecz tylko o „obiekcie” badawczym? Zastanawiać może bowiem etyczna strona testowania zwierząt – odbiera się im ich przyrodzone prawo do życia na wolności, doprowadza do bólu, cierpienia, strachu związanego z życiem w klatkach i laboratoriach. Czy my, ludzie, naprawdę mamy prawo do tego? Stawiamy się tym samym w centrum, a jesteśmy tylko częścią tego świata.
- To nie jest tak, że naukowcy wykonujący badania na zwierzętach nie myślą o nich jako o „istotach czujących”, nie mają serca, są bezduszni. Wielu z nich ma swoje własne zwierzaczki. Oni to robią przede wszystkim dla dobra pacjentów. W przypadku badań leków konieczne jest np. sprawdzenie w jaki sposób są one metabolizowane przez mikrobiom przewodu pokarmowego, jaka jest ich wchłanialność, farmakokinetyka, jak modyfikuje je wątroba, jak reagują na niego poszczególne narządy. Tego typu eksperymenty nie są możliwe bez udziału zwierząt. W momencie gdy potencjalny lek okaże się bezpieczny i wstępnie korzystny, badany jest także na ludziach. Odrębnym, ale bardzo istotnym w moim odczuciu zagadnieniem jest dobrostan zwierząt laboratoryjnych. W Polsce mamy bardzo restrykcyjne regulacje prawne dotyczące badań naukowych na zwierzętach. Doświadczenia na zwierzętach trzeba przeprowadzać w specjalnych warunkach i za zgodą Komisji Etycznej ds. Doświadczeń na Zwierzętach, a następnie raportować użycie dosłownie każdego zwierzęcia laboratoryjnego. Zwierzęta do tych celów pozyskuje się ze specjalnych placówek, zajmujących się ich hodowlą i posiadających na to stosowne zezwolenia, najczęściej wykorzystywane gatunki zwierząt to, m.in. ssaki (myszy, szczury, chomiki, króliki, psy, koty, świnie, owce, a także niektóre ssaki naczelne) oraz ryby i ptaki. Czy mamy prawo tak postępować? W moim odczuciu nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Każda ze stron ma swoje za i przeciw. Najważniejsze działać w imię dobra i zgodnie ze swoim sumieniem.
- Przedmiotowe, czysto instrumentalne traktowanie zwierząt to nieodłączna strona rozwoju współczesnej medycyny. Czy naprawdę nie można obejść się bez dręczenia zwierząt? Medycyna rozwijała się tysiące lat bez tego. Niektórzy naukowcy także wskazują, że zbieżność wyników badań leków i procedur medycznych na zwierzętach i ludziach osiąga maksymalny próg 30-procentowej zgodności. To niewiele za tak wiele cierpienia zadawanego zwierzętom.
- Nie możemy zaprzeczyć, że dzięki testom na zwierzętach możliwy był postęp w pracach nad szczepionkami i lekami, eliminacja takich chorób jak polio, odra czy czarna ospa. Czy usprawiedliwia to rutynowe wykorzystywanie zwierząt w laboratoriach? Środowisko, które zajmuje się badaniami biomedycznymi jest świadome, że jeszcze przez długi czas, o ile w ogóle, nie uda się wyeliminować testów na zwierzętach z postępowania przed próbami klinicznymi. Jest tego świadome, mimo, że tylko 37% badań jest powtarzanych z sukcesem w testach klinicznych. W innym badaniu wykazano, że 92% leków przetestowanych wcześniej na zwierzętach nie przechodzi do etapu badań na ludziach. Pomimo że modele zwierzęce są więc niepewnym źródłem wiedzy, jednak jednocześnie umożliwiają naukowcom znaczące ograniczenie ryzyka związanego z wykonywaniem badań na ochotnikach. Na szczęście obecnie rozwija także inne metody eksperymentalne, które podnoszą jakość i wiarygodność uzyskiwanych wyników oraz zapobiegają błędnym inwestycjom czasu i pieniędzy. Zgodnie z zaleceniami Unii Europejskiej większości kosmetyków także nie testuje się już na zwierzętach, więcej uwagi poświęca się badaniom in vitro na ludzkich liniach komórkowych. Intensywnie są prowadzone także próby nad takimi modelami badawczymi, jak symulacje komputerowe pozwalające na odtworzenie zachowania poszczególnych molekuł w organizmie. Jednakże do stworzenia takiego modelu niezbędne są maszyny o wielkiej mocy obliczeniowej. Kolejną alternatywą są organs on chips – mini-hodowle 3D prowadzone w warunkach niemal identycznymi z tymi, jakie panują w ludzkim ciele. Być może pozwoli to na wyeliminowanie zwierząt z badań. Testy na zwierzętach, które mogą spowodować u nich jakikolwiek ból, konieczność przebywania w warunkach nienaturalnych dla danego gatunku (izolacja, deprywacja sensoryczna), długotrwałe cierpienie, mogą być etycznie usprawiedliwione jedynie wówczas, jeżeli mają prowadzić do odkryć znaczących dla ratowania ludzkiego lub zwierzęcego życia i zdrowia. Warto pamiętać, że wielu chorobom można zapobiec zmianą nawyków, więc nie każda substancja zwiększająca jakość ludzkiego życia jest warta tego, by poświęcać w jej badaniu zwierzęta. Jedno jest pewne, aby wypracować najwyższe standardy w zakresie doświadczeń na zwierzętach, musi być współdziałanie środowiska naukowego oraz organizacji ochrony zwierząt. Muszą one wspólnie stworzyć instrumenty, które z jednej strony umożliwią dalszy rozwój nauki, a z drugiej zapewnią ochronę oraz możliwie najwyższy poziom dobrostanu zwierzętom użytkowanym w celach doświadczalnych.
- Z dotychczasowych ustaleń naukowców wynika, że koronawirus stał się ubocznym skutkiem właśnie testowania zwierząt w laboratoriach chińskich. Niektórzy etycy zwracają uwagę, że to specyficzna forma „zemsty” świata przyrody wobec wykorzystującego ją nadmiernie i bez opamiętania człowieka. Czy i ten aspekt rozważań znalazł się w książce? I co Pani Profesor o tym sądzi?
- Trudno mi się jednoznacznie odnieść do stwierdzenia, że koronawirus stał się ubocznym skutkiem właśnie testowania zwierząt w laboratoriach chińskich, czy też jest to specyficzna forma „zemsty” świata przyrody wobec wykorzystującego ją nadmiernie i bez opamiętania człowieka. Częściowo o tym problemie piszą niektórzy autorzy w swoich rozdziałach. Zagrożenie ze strony SARS-CoV-2jest zagrożeniem nowym – a właśnie te nowe wywołują największy niepokój społeczny. Najważniejsze unikać paniki, do której dochodzi wtedy, gdy przeszacowujemy zagrożenie epidemii, co w dużym stopniu odnosi się do obecnej epidemii wywołanej przez COVID-19. Gdy nie rozumie się otaczającej rzeczywistości, traci się poczucie panowania nad sytuacją i tym samym nad sobą, wyolbrzymiając skalę zagrożenia oraz ulegając jednocześnie wielu często nieprawdziwym informacjom przekazywanym przez publikatory. Z epidemią/pandemia koronawirusa pozostaje nadal wiele niewiadomych, więc i ujawniają się teorie spiskowe. Pewnie dopiero za klika lat, a może i nie, dowiemy się prawdy o tej pandemii.
- Pandemie były, są i będą. Czy można dostrzec jakiekolwiek pozytywne skutki obecnej pandemii?
- Oj, to takie trochę przewrotne pytanie. No ale dobrze, zastanówmy się nad pozytywami. Obostrzenia związane z pandemią COVID-19, takie jak częste mycie rąk i dystans społeczny, a także używanie maseczek, mogą mieć np. wpływ na sezonowe przenoszenie się grypy i zmniejszenie wskaźników zachorowań. Generalnie wydaje się oczywiste, że o myciu rąk, szczególnie po wyjściu z toalety, nie powinien nikt zapominać. Tymczasem przed pandemią SARS-CoV-2Europejczycy mieli poważne problemy z pamiętaniem o higienie rąk. Według badań przeprowadzonych przez stowarzyszenie WIN/Gallup International w 63 krajach, najgorszy wynik otrzymano w Holandii, gdzie ręce po skorzystaniu z toalety myła co druga osoba. Najlepiej z myciem rąk radzili sobie mieszkańcy Bośni i Hercegowiny (96%) oraz Turcji (94%). W Polsce do mycia rąk po wyjściu z toalety przyznało się wtedy 68% respondentów. W Wielkiej Brytanii ręce po skorzystaniu z toalety myło 32% mężczyzn i 64% kobiet, a w marcu 2020 roku – czyniło to już 83% ankietowanych. Pandemia pokazała także pracodawcom, że można funkcjonować w 100% zdalnie i możliwe jest przejście na taki tryb praktycznie z dnia na dzień. Wielu przedsiębiorców podjęło działania, na które do tej pory brakowało czasu lub motywacji, np. wprowadzili zmiany w kanałach komunikacji, dostosowali produkty, szukali nowych grup odbiorców. W sposób konkretny wpłynęła na optymalizację procesów produkcyjnych i znaczny rozwój automatyzacji. Koronawirus wpłynął na codzienne życie każdego z nas. Inaczej spędza się czas, ćwiczy i zaczyna wyznawać inne wartości. Z raportu „Nawyki żywieniowe Polaków w czasie izolacji społecznej podczas epidemii koronawirusa 2020” wynika, że zmianę nawyków żywieniowych w trakcie lockdownu zadeklarowało ponad 40 proc. badanych. Prawie połowa przyznała, że jadła zdrowiej, natomiast 60 proc. respondentów wskazywało też na częstsze gotowanie w domu od podstaw. Zaczęli oni lepiej planować zakupy, częściej korzystać z płatności bezgotówkowych oraz zwracać większą uwagę na zdrowie własne i innych. Kolejny plus to zmniejszenie emisji dwutlenku węgla i substancji szkodliwych, przez co zyskał klimat i zdrowie. Generalnie, jak już wspomniałam, pandemia COVID-19 doprowadziła do znacznych zmian i zakłóceń w prawie każdym aspekcie życia codziennego. Obostrzenia i wytyczne zmieniają się przez cały czas, stąd wywołują poczucie przytłoczenia własnymi obawami. Okazało się także, że w tym czasie wiele osób zaczęło okazywać empatię i angażowanie się w pomocne działania, przekazując darowiznę na cele charytatywne, oferując pomoc przyjacielowi, co zwiększyło poczucie więzi społecznych. Czyżby więc sprawdzało się właśnie powiedzenie „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”?
Dziękuję za rozmowę
Rozmawiała Paulina M. Wiśniewska
Link do publikacji - https://wydawnictwo-silvarerum.eu/produkt/zycie-w-cieniu-pandemii-aspekty-medyczne-etyczne-i-spoleczne/